
Boże Narodzenie, Japonia, shintoizm, chrześcijańskie święto, Mesjasz i jedno pytanie, jak to wszystko połączyć w jedno, by miało ręce i nogi? Japończycy wiedzieli i stworzyli swój własny sposób obchodzenia tego oto święta.
Początki obchodzenia Świąt w Japonii sięgają XVI wieku, gdy chrześcijańscy misjonarze po raz pierwszy przybyli do Japonii. Dalsze dzieje Bożego Narodzenia nie są właśnie takimi o jakich można pomyśleć czytając nazwę, wiele dzieci myśli, że Gwiazdka to dzień narodzin Mikołaja.
Nie można przejść obok faktu, że w niektórych aspektach okres ten jest bardzo zbliżony do tego, co wykreowali Amerykanie, nie tylko w sferze świąt, ale i można przywołać przykład najbardziej znanego święta Amerykanów, które na pewno obiło się nam o uszy nie raz, nie dwa – Święto Dziękczynienia, gdzie każdy Amerykanin zapełnia swój brzuch soczystymi kawałkami indyka. W Japonii natomiast w okresie świąt Japończycy zatapiają swe zęby w… kurczaku, jest to nieodłączona część ich “kolacji wigilijnej”. Tylko skąd to się wzięło? Do tej tradycji dołączona jest anegdota, jakoby kiedyś jakiś obcokrajowiec spędzając święta w Japonii szukał wszędzie indyka i gdy wykorzystał wszystkie możliwe pomysły skusił się na kurczaka. Podłapały to duże koncerty i wykreowały ten obyczaj w kraju.
Jak już wspominałem Kraj Kwitnącej Wiśni nie jest w szczególności krajem chrześcijańskim, zdarzają się tam wyznawcy Jezusa, ale jest to tylko 1% ogółu ludzi w tym kraju. W szczególności mieszkańcy wierzą w buddyzm i shintoizm. Ok. 90% Japończyków, którzy przyjmują stanowisko osoby niereligijnej, przyznaje się do praktykowania shinto i buddyzmu jednocześnie. Ok. 70% Japończyków, którzy deklarują się jako osoby wierzące, również jest za jednym lub drugim wyznaniem. Można się domyślić, że nie oczekują oni przybycia Mesjasza – okres świąt traktują po prostu jako drugie Walentynki albo Halloween. Jest to okazja do odwiedzenia takich miejsc jak McDonald, bądź udanie się na rodziną kolację do KFC. Nietuzinkowy sposób spędzania świąt czyż nie?
Rodzinne święta nie różnią się niczym nadzwyczajnym, czasami uda się zebrać wielopokoleniową rodzinę, wtedy to cała gromadka rozmawia, ogląda telewizję, spożywa tradycyjne japońskie potrawy i korzysta z ciepła rodzinnego ogniska ogrzewając swe ciała pod tzw. kotatsu, czyli ogrzewanym stolikiem wpuszczonym w podłogę.
Temat rodzinnych świąt został już poruszony, lecz to nie jedyny dział, w których spełniają się Japończycy w tym okresie. Spędzają oni czas z partnerem obchodząc w ten sposób kolejny Dzień Zakochanych – wtedy to mężczyzna zaprasza swoją wybrankę już nie do fast-fooda, a do normalnej, drogiej restauracji. Tak samo jak droga jest restauracja, tak samo drogie są prezenty dawane sobie. Jak widać, Japończycy nie zaliczają się do biednych ludzi, jednak pracownicy, którzy pracują przez tyle godzin i do tego naliczają sobie tak kolosalną liczbę nadgodzin muszą żyć w jakimś tam, niemałym dobrobycie. Jest to idealny okres do poproszenia wybranki o rękę, bądź emocjonalnego wyznania uczuć. Kobiety obdarowując mężczyzn czekoladkami, powodując poczucie wyjątkowości u ich partnerów, lecz już za niedługi czas to oni będą musieli prawić komplementy i radować swoje wybranki łakociami, mowa tu o Białym Dniu obchodzonym 14 marca.
Popularność w tym okresie zyskują love hotele, gdzie można wynająć pokój i korzystać z niego przez określony czas. Kłóci się to w dużej mierze z zamiarem obchodzenia świąt w chrześcijański sposób, ale Japonia kieruje się swoimi zasadami i do tego nie jest zbyt chrześcijańskim krajem o czym już wspominałem. Portale randkowe też oferują większą ofertę w tym czasie – wysyłając smsy i maile z wiadomościami mówiącymi o tym, że przecież nikt nie chce spędzać samotnie Świąt.
Nieeuropejskim zwyczajem jest kupowanie słodkich i pełnych kalorii białych, lukrowanych ciast tzw.” kurismasu keeki”, wypełnionych truskawkami i przyozdobionych z zewnątrz ozdobami świątecznymi. Aktualnie i koneserzy ciast czekoladowych znajdują coś dla siebie. Jeśli mowa o ozdobach, to przechadzając się ulicami największych miast, można natrafić na piękne iluminacje świecące prawie cały dzień. W wielu miejscach i sklepach nietrudno zauważyć kolorowe choinki, stojących Mikołajów i inne świąteczne gadżety. W galeriach znalezienie świątecznego, pasującego do klimatu walentynkowego stroju też nie zalicza się do problemowych spraw. Wszystko to za sprawą powszechnego komercjalizmu – setki obniżek, setki nowych produktów, setki chętnych klientów.
Wato też wspomnieć o tym, że święta te nie przyjęły się stuprocentowo tak, jak w Polsce – dni te nie są wolne od pracy, wolnym dniem jest tylko 23 grudnia, ale nie za sprawą świąt, a za sprawą narodzin aktualnego cesarza. Czemu w Polsce nie mamy takich profitów, gdy urodziny obchodzi nasza głowa państwa? Byłby to na pewno miły dzień, nie za sprawą narodzin “władcy”, a za sprawą dnia wolnego oczywiście!
Jak wiadomo po Świętach przychodzi okres myślenia o Nowym Roku, ten czas wygląda całkowicie inaczej, więc na ulicach nie ma już miejsca dla świątecznego szału ozdób, wraz z końcem tego okresu momentalnie znikają. Nie to co w Polsce!