
Niedziela Palmowa, w Polsce nazywana także Kwietną lub Wierzbną, jest szóstą i ostatnią niedzielą Wielkiego Postu. Rozpoczyna ona Wielki Tydzień. Obchodzony jest w ten sposób dzień, w którym Jezus wjechał na osiołku do Jerozolimy, a rozentuzjazmowany tłum rzucał przed nim gałązki palmowe i krzyczał: „Hosanna Synowi Dawidowemu, błogosławiony, który idzie w Imię Pańskie dla naszego zbawienia”.
Nieodłącznym elementem Niedzieli Palmowej jest procesja z palmami, obchodzona już od IV w. przez chrześcijan z Ziemi Świętej. Później procesje takie przyjęły się w całym Kościele zachodnim. Obrzęd święcenia palm wprowadzono do liturgii w XI w.
Odnowiona liturgia obecnie zaleca, aby wierni w Niedzielę Męki Pańskiej zgromadzili się przed kościołem, gdzie powinno odbyć się poświęcenie palm, odczytanie perykopy ewangelicznej o wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy i uroczysta procesja do kościoła. Podczas Mszy św. czyta się opis Męki Pańskiej.
W Niedzielę Palmową po sumie odbywały się w kościołach przedstawienia pasyjne. Za czasów króla Zygmunta III istniały zrzeszenia aktorów-amatorów, którzy w roli Chrystusa, Kajfasza, Piłata, Judasza itp. chodzili po miastach i wioskach i odtwarzali misterium męki Pańskiej.

Fresk Giotto di Bondone, 1305
Do dzisiaj nie zachowała się tradycja procesji z Jezuskiem Palmowym (obecnie jest kultywowana tylko w Tokarni w powiecie myślenickim). Na osiołku wożono figurę Jezusa, za którą podążał tłum. Oto jak wspomina to Mikołaj Rey: “W Kwietnią kto bagniątka (bazi) nie połknął, a będowego (dębowego) Chrystusa do miasta nie doprowadził, to już dusznego zbawienia nie otrzymał (…). Uderzano się także gałązkami palmowymi (wierzbowymi), by rozkwitająca, pulsująca życiem wiosny witka udzieliła mocy, siły i nowej młodości”. Jednak wobec niepobożnych żartów i okrzyków, które miały miejsce podczas wożenia figurki Jezusa władze kościelne zakazały tej praktyki.
Kolejnym interesującym zwyczajem związanym z Niedzielą Palmową są pucheroki. W Krakowie już w XVII w. studenci urządzali przedświąteczną kwestę. Stawali na dziedzińcu kościelnym i wychodzącym z nabożeństwa Krakowianom recytowali wymyślone przez siebie prześmiewcze wierszyki. Zbierali za to datki. Zwyczaj ten w nieco odmiennej formie zachował się w Bibicach Trojanowicach i w Zielonkach pod Krakowem.
Na pamiątkę wjazdu Jezusa do Jerozolimy i witania go przez dzieci, odbywały się w kościołach oracje, w których brały udział najpierw dzieci, a potem także starsi chłopcy. Błazeństwa szczególnie tych drugich uznano za niezgodne z powagą święta. Najpierw zabronił ich proboszcz warszawskiego kościoła Świętego Krzyża – Śliwicki, a potem zabroniono ich w innych świątyniach. J. Kitowicz (b.r.: 37) napisał o tym w Opisie obyczajów za panowania Augusta III: „Na tę tedy pamiątkę przy farnych kościołach, przy których znajdowały się szkółki parochialne, zażywano do procesji chłopców kilku lub kilkunastu ozdobnie przybranych, z bukietami do boku przypiętymi i z palmami, chustką jedwabną lub muślinową, fontaziem, czyli węzłem wstążkowym, przewiązanymi, w ręku. Te dzieci, w pewnym zastanowieniu procesji, w rząd uszykowane prawiły oracje wierszem złożone po kolei, z jednego końca rzędu do drugiego ciągnionej, albo też przez trzeciego lub czwartego wyrywanej. Materia tych oracyj była: wjazd Chrystusów do Jeruzalem i przyszła męka Jego. Po takiej deklamacji j pobożnej też dzieci miewały inne oracje śmieszne: o poście, o śledziu, o kołaczach wielkanocnych, o nuży szkolnej i inne tym podobne.
Gdy dzieci skończyły swoje perory, wysuwali się z tyłu na czoło doroślejsi chłopakowie, a czasem i słuszni chłopi, ubrani po dziwacku za pastuchów, za pielgrzymów, za olejkarzów, za żołnierzów, przyprawując sobie brody z konopi albo z jakiej skóry sierścią okrytej, kożuchy futrem do góry wywróciwszy. Ci zaś, co żołnierzów udawali, na głowie mając infuły z papieru wyklejone, obuch drewniany usmolony w ręku, z kart grackich zrobione flintpasy i ładownice i szablę przy boku drewnianą; którzy nie mieli wąsów i brodów, robili sobie z sadzy z tłustością zmięszanych pręgę wzdłuż nosa, drugą wzdłuż brody i dwie pod nosem w górę zakrzywione na kształt wąsów. Każdy z tych oratorów prawił perorę do postaci, jaką wziął na siebie, przystosowaną, z samych śmiesznych wyrażeń ułożoną. Po odbytych w kościele perorach rozbiegali się ci wszyscy oratorowie, tak palmowi, jako też obuchowi, po domach, po szynkowniach i nawet po pałacach, gdzie tylko wcisnąć się mogli, prawiąc wszędzie głosem natężonym i bijąc co trzecie słowo obuchem w ziemię lub laską pielgrzymską wytrząsając ku audytorom swoim perory w kościele powiedziane, a pielgrzymi na dowód peregrynacji swojej różne osobliwości z torby wyjmując i pokazując zęby końskie, kołtony, czapczyska, boty zdarte, ogony bydlęce i inne tym podobne rupiecie z śnieci wywleczone”.